Pewnie wszyscy znają obrazek z dwiema osobami, które patrzą na cyfrę 6 lub 9, w zależności od perspektywy. Lubię tę metaforę. Lubię też wykorzystywać ją na warsztatach.
Wszyscy wiedzą, że z jednej strony cyfra wygląda jak 6, a z drugiej jak 9. Jednak już nie każdy jest gotowy wstać ze swojego miejsca, podejść do tej drugiej osoby, usiąść obok niej i spojrzeć z jej perspektywy. Wydawałoby się, że chodzi tylko o fizyczny ruch. Jednak jest tam znacznie więcej: wewnętrzna gotowość (lub jej brak), żeby opuścić swoje stanowisko na rzecz poznania stanowiska drugiej strony.
Kluczowe założenie NVC wiąże się ze słynnym pytaniem: chcesz mieć rację czy relację?
Czy chcesz upierać się przy tym, że z Twojej perspektywy ta cyfra wygląda jak 6, czy jesteś gotowy/gotowa zaryzykować świadomość, że z perspektywy drugiej osoby wygląda jak 9?
Albo przytakiwać: tak, tak, wiem, że Ty widzisz 9, ALE JA widzę 6.
Podczas warsztatów dzieje się wiele ciekawych rzeczy, gdy robię to proste ćwiczenie. Ludzie reagują na rozmaite sposoby, pojawia się opór, zaskoczenie, dochodzą do głosu różne przekonania.
A w życiu?
Zastanawiałam się, co jest potrzebne, żeby wstać i pójść zobaczyć, jak wygląda perspektywa drugiej strony.
Co motywuje mnie i innych do podjęcia tego wysiłku?
Mnie motywują dwie rzeczy:
- Po drugiej stronie jest osoba, z którą relacja jest dla mnie ważna.
- Niezależnie od tego, kto jest po drugiej stronie, chcę być wierna głoszonym przez siebie wartościom, że kontakt i porozumienie są możliwe.
To są moje motywatory. Teraz, kiedy mam mnóstwo doświadczeń, że było warto, że w wyniku podjętego wysiłku wydarzyły się cudowne rzeczy, które pogłębiły relację, szczerość i zaufanie.
Próbuję sobie przypomnieć, jak to było, gdy nie miałam jeszcze tych wznoszących doświadczeń i tej otwartości, za to miałam dużo bólu wynikającego z obwiniania siebie lub innych: To przeze mnie ona/on teraz cierpi… To przez Ciebie teraz cierpię…
Co takiego wydarzyło się, że odważyłam się spróbować i zaryzykować być w takiej sytuacji inaczej?
Pamiętam sytuację sprzed wielu lat, kiedy coś powiedziałam, a bliska mi wówczas osoba bardzo silnie na to zareagowała.
Byłam zaskoczona, że reakcja była aż taka, bo w mojej subiektywnej ocenie to, co powiedziałam, nie było takie mocne.
Z drugiej strony widziałam cierpienie tej osoby, które było realne.
To była ważna relacja i ważna osoba, więc naprawdę bardzo nie chciałam jej zranić.
I pamiętam moje zdziwienie i pomieszanie, próbę wytłumaczenia się, wyjaśnienia o co mi chodziło. I zaskoczenie, że to nie zmniejsza bólu tej osoby. Aby nie popaść w obwinianie samej siebie, zaczęłam więc racjonalizować sytuację i przekonywać tę osobę, że przecież nic strasznego się nie stało i że jej reakcja jest przesadzona i nieadekwatna. Ale to również nie przyniosło zmiany.
Chcąc nie chcąc, zaczęło pojawiać się we mnie poczucie winy i zaczęłam przepraszać.
Wtedy ta osoba odpowiedziała, że to moje przepraszam nic nie zmienia.
Wtedy poczułam bezradność.
Obezwładniającą i przytłaczającą.
Trwałam w tym…
A między nami wisiało milczenie.
Po jakimś czasie, bardzo powoli, zaczął pojawiać się żal.
Szczery, autentyczny, prosto z serca. Żal i smutek. Poczułam, że jest mi naprawdę przykro…
Widzę, że teraz cierpisz… widzę to i jest mi przykro, ponieważ nie było moją intencją Cię zranić. Widzę Twoje doświadczenie i widzę swój wkład w to, czego teraz doświadczasz.
To było bolesne również dla mnie. Poczułam ukłucie, ból, smutek i ciężar odpowiedzialności – że nawet jeżeli nie było to moją intencją – przyczyniłam się do cierpienia drugiej, ważnej mi osoby.
I pamiętam, że to udrożniło coś między nami. Pewien emocjonalny przepływ. Obydwoje dotykaliśmy czegoś trudnego i nieprzyjemnego, to się działo, ale żadne z nas nie obwiniało drugiego. Po prostu byliśmy w tym bolesnym przeżyciu, które stało się teraz naszym wspólnym doświadczeniem.
Czyli widzisz mnie z moim cierpieniem?
Tak.
I widzisz, że choć nie intencjonalnie, przyczyniłaś się do tego?
Tak.
I jest Ci z tego powodu przykro?
Tak.
Dziękuję, że to mówisz. Potrzebowałem uznania dla mojego doświadczenia.
Wiem, że to jest stary ból, który ma historię dłuższą niż nasza relacja. I równocześnie czuję wdzięczność, że dostrzegasz, że niechcący nacisnęłaś to stare, bolesne miejsce.
O tu. Tu boli.
Dlatego, że kiedyś…
I teraz to mi się przypomniało i dlatego tak zareagowałem.
Tak, ja również chcę brać odpowiedzialność za swoje reakcje.
A kiedy boli, jest to bardzo trudne.
Tym bardziej doceniam, że wzięłaś swój kawałek odpowiedzialności, ponieważ to pomogło mi oddzielić Twoje od mojego i teraz widzę wyraźniej, co i dlaczego mnie zabolało.
***
Ostatnio na jednej z grup NVC przeczytałam mniej więcej taki wpis: przecież nie jesteśmy odpowiedzialni za cudze uczucia, więc w czym problem?
Tak, nie jesteśmy odpowiedzialni za cudze uczucia. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze działania i słowa, które wywołują reakcje innych osób. Jesteśmy współzależni.
Współzależność, tak jak ja ją rozumiem, polega na tym, że jestem świadoma, iż każdy z nas ma swoje bolesne miejsca i czasami, zupełnie nieintencjonalnie, mogę takiego miejsca dotknąć. Wówczas chcę wziąć odpowiedzialność za swoje nieintencjonalne działanie, które spowodowało ból.
Będąc świadoma współzależności, chcę dbać o moje zasoby, żeby w trudnej sytuacji nie wpaść w obwinianie siebie za to, że coś powiedziałam lub zrobiłam, a Ciebie za to, że czujesz to, co czujesz. Chcę być w świadomości tego, co się dzieje i móc zareagować empatycznie na to, czego wspólnie teraz doświadczamy.