Być może miałaś/miałeś takie doświadczenie w relacji, że było trudno. Coś się wydarzyło, ktoś coś powiedział, Ty zareagowałaś/zareagowałeś tak, jak mogłaś/mogłeś w danej chwili, spontanicznie i szczerze, ale może nie empatycznie i… coś zawisło w powietrzu, atmosfera zgęstniała.
I jest Ci z tym źle. Wiesz, że coś jest nie tak, czujesz ten relacyjny niesmak. Proponujesz rozmowę, spotkanie. Przecież znamy NVC, więc sobie z tym poradzimy…
Spotykacie się, rozmawiacie, słuchacie. Wszystko zgodnie z metodą: jest parafraza, aktywne słuchanie, nawet zgadywanie uczuć i potrzeb i… nic.
Nic się nie zmienia, nie ma ulgi, nie ma połączenia, nie ma efektu wow, ani shift, ani nic.
Jest za to coraz większa bezsilność, frustracja i złość.
Zaczynasz myśleć: “Co jest nie tak z tą osobą, czemu nie weźmie odpowiedzialności za swój kawałek, przecież to jej uczucia i potrzeby, nie widzi różnicy między bodźcem a reakcją?”
albo:
“Nie, to całe NVC jest bez sensu, to jest jakaś bzdura, głaskanie się po główkach, które nie ma realnego przełożenia na rzeczywistość. To nie ma sensu…”
Pauza i oddech.
Znasz to?
Ja owszem.
Miałam i miewam tak. I towarzyszę osobom, które tak mają i miewają.
A ponieważ od czasu do czasu tego doświadczam w sobie i w innych, postanowiłam się nad tym głębiej pochylić.
Dlaczego tak jest?
Odpowiedź, która do mnie przychodzi, jest taka, że empatia nie mieszka w głowie, nie mieszka w metodzie, w technice, w pytaniach ani w słowach, nie mieszka w listach uczuć i potrzeb…
Empatia mieszka w sercu.
A ono jest bardzo dobrze chronione przed zranieniami, nauczone wieloletnim doświadczeniem bólu. W wyniku czego nauczyło się, że bezpieczniejsze jest, gdy jest zamknięte.
Więc na wszelki wypadek jest zamknięte cały czas.
I dopóki owo serce nie p o c z u j e, nie doświadczy, że to spotkanie, ta rozmowa, ten człowiek to jest bezpieczna przestrzeń, to się nie otworzy…
I to nie jest kwestia chęci czy decyzji podjętej w głowie.
To kwestia organicznego, fizycznego i emocjonalnego doświadczenia, które będzie trwało wystarczająco długo, by można było się przekonać, że tu i teraz naprawdę jest bezpiecznie.
A przekonanie owo wypłynie z doświadczenia, że to drugie serce jest otwarte, rozluźnione, ciepłe i cierpliwe. I gotowe przyjąć wszystko, co to pierwsze serce wnosi ze swoim indywidualnym doświadczeniem.
Do tego potrzeba przestrzeni wypełnionej po brzegi bezpieczeństwem i zaufaniem.
Wtedy empatia „działa”.